"Kobietę sukcesu" ogląda się bez cienia zażenowania. Co więcej, w wielu momentach jest autentycznie zabawnie, a niektóre numery – jak Bartosz Gelner miotający się między śpiworem a łóżkiem Mańki,
Polska komedia romantyczna – sztandarowy projekt popkultury III RP – to dynamiczne zjawisko, które wciąż przechodzi przez etap prób i błędów. Niedostatki scenariuszowe, brak odpowiedniego rzemiosła reżyserskiego, bezmyślne kopiowanie zachodnich wzorców – lista zarzutów skierowanych pod adresem filmów o zakochanych w wielkim mieście jest długa, ale nie ma żadnego wpływu ani na ich popularność wśród widzów, ani na częstotliwość, z jaką pojawiają się na ekranach. Czwarta już w tym roku rodzima komedia romantyczna, "Kobieta sukcesu"Roberta Wichrowskiego, nie przewyższa poziomem pozostałych, ale dysponuje jednym atutem – ekipą aktorską, której bezpretensjonalność jest momentami prawdziwie urzekająca.
Domyślną scenerią gatunku jest oczywiście stołeczne życie korporacyjne – to w nim rozwijają się romanse i to od niego ucieka się na wieś do drewnianego domku z kominkiem. "Kobieta sukcesu" wprowadza nas w świat sprzedawców karmy dla zwierząt, w którym o przetrwanie firmy walczy dyrektorka zarządzająca Mańka (Agnieszka Więdłocha). Kiedy potężna właścicielka sieci sklepów, Bogna Kot (autoironiczna Małgorzata Foremniak), decyduje się podpisać umowę z konkurencyjną korporacją, Mańka dokonuje metamorfozy i jako Kama udaje się na przeszpiegi do firmy zarządzanej przez prezesa Radosława (występujący w prawie wszystkich polskich komediach romantycznych Tomasz Karolak). Otoczona zalecającymi się do niej mężczyznami i goszcząca u siebie w domu trzpiotowatą cioteczną siostrę Lilkę (Julia Wieniawa-Narkiewicz), Mańka z czasem zerwie ze swoim pracoholizmem i otworzy się na prawdziwą miłość.
Choć "Kobieta sukcesu" rozwija wiele wątków pobocznych, żaden z nich nie pełni w filmie ważnej roli. Szybko też zapominamy, o co tak naprawdę toczy się gra. Tymczasowa zmiana tożsamości, po której władcza Mańka staje się potulną sekretarką testującą, który typ papieru najlepiej znosi plamy z kawy, to pomysł zgrabny, ale niewyzyskany i nie generujący żadnego napięcia. Nie boimy się, że bohaterka zostanie zdemaskowana; dużo groźniejszy wydaje się zresztą właściciel jej firmy (Andrzej Grabowski), który pojawia się tylko jako głos w słuchawce i grozi zamknięciem całego interesu. A kiedy Mańka ma szansę faktycznie odkryć aferę związaną z obniżaniem standardów jedzenia dla czworonogów, jest już na innej orbicie – zakłada ekologiczną cukiernię, do której można przychodzić ze zwierzętami, co tylko wzmacnia buzujący w filmie pro-środowiskowy przekaz.
Rozłażąca się na boki fabuła wydobywa jednak na wierzch to, co jest w "Kobiecie sukcesu" najbardziej zaskakujące: film ogląda się bez cienia zażenowania. Co więcej, w wielu momentach jest autentycznie zabawnie, a niektóre numery – jak Bartosz Gelner miotający się między śpiworem a łóżkiem Mańki, kiedy udaje przed wujostwem jej narzeczonego – osiągają lekkość, której ze świecą szukać w większości komedii romantycznych. To drugi film Roberta Wichrowskiego, który wchodzi do kin w tym roku. Po ambitnym, choć fatalnie przyjętym "Synu Królowej Śniegu" możemy zobaczyć, jak poradził sobie z bardziej komercyjnym scenariuszem Hanny Węsierskiej – reżyseruje bez specjalnego polotu, ale i bez ciśnienia, skupiając się przede wszystkim na zgrabnej inscenizacji perypetii swoich bohaterów.
Mańka to bodaj najlepsza rola Agnieszki Więdłochy, która od czasu "Planety Singli" wyrasta na gwiazdę polskich komedii romantycznych. W świetnych kostiumach Barbary Sikorskiej-Bouffał, ubierającej aktorkę to w eleganckie żakiety, to w jeansy i swetry, Więdłocha gra niezwykle swobodnie, nasycając każdą scenę energią, dowcipem i seksapilem. Może jej sukces leży w tym, że nie stara się ona tworzyć "kreacji" – stawia na urok osobisty i pociągającą zwyczajność, dzięki czemu wypada naturalnie nawet w źle napisanych scenach. Partnerujący jej Bartosz Gelner, obdarzony lekko melancholijnym uśmiechem, jest równie interesujący w roli fajtłapowatego nadwrażliwca, którego pies jest bardziej zaradny od niego samego. Gelner i Więdłocha ratują tę nieprzekonującą fabularnie, opartą na uproszczeniach komedię, udowadniając, jak ważny jest opowieściach romantycznych trafny casting. Oby do tej dwójki aktorów dobra karma wracała jak najczęściej.